środa, lipca 23, 2008

notka hipochondryka

a dziś znalazłam w przedramieniu mym ciało obce.
zrobiłam jatkę i z ciała obcego 2 milimetrowego pozostal kikucik.
tak nie wolno ponoć
ale rozdziobałam miejsce dziabnięcia mnie przez ciało obce i nie widziałam główki
miejmy nadzieję, że ciało nie żygnęło swoim kikutem
w końcu nie smarowałam go smakowitą, która może o tak wielkie bóle głowy przyprawiać
teraz pozostaje od 3 do 30 dni czkeac na rumień wędujący

niedziela, czerwca 15, 2008

wyrzutkomotywa częstochowska :)

Wiele potrafię przewin wymienić
Niegodziwości mi uczynionych
Mogę napisać, mogę wyśledzić
Listę sporządzić czynów wzbronionych

Kto spał w łóżeczku
Kto pił z kubeczka
Kto kopnął kto szturchnął
Kto głowę odwrócił
Kto wyśmiał
Kto ryknął
Kto ziewnął
Kto krzyknął
A w końcu
Kto kota ogonem odwrócił

Ten pobił obraził
Ten zdrowo ofuknął
Ten temat ominął
Lub skarcił milczeniem
Ten czegoś nie zrobił
Ten w czoło się stuknął
Słowo na wiatr rzucił
Co jeszcze już nie wiem!

Lecz po co i po co tak komuś to to

... reszta zostala poddana autocenzurze.
wybaczcie, ale mój polonista może tu zaglądać :)

(Jessi's review "it's so ugly that it's so nice!":)

poniedziałek, czerwca 02, 2008

piknikowa atmosfera/do Oli

...pewnie już zauważyłaś, że Polskę ogarnął szał przygotowań do Mistrzostw UEFA w piłce nożnej? Właściwie jest to szał nie przygotowań właściwych ale wielkich chęci i zapału, który objawia się zapewnieniami wszystkich urzędników od Prezydent Miasta do skryby spółdzielni mieszkaniowej w Pyrach Małych, że "co prawda budowa jeszcze nie ruszyła, ale na 2012 wszystko będzie gotowe". Najważniejszą inwestycją jest Stadion. Żeby zbudować nowy, według wymaganych standardów, trzeba zburzyć stary. To z kolei oburza mrowie drobnych handlarzy, wielokulturową grupę zdeterminowanych ludzi. Ale i z tym sobie poradzono, większość Polaków, Rosjan i Ukriańców już pozamykała swoje kramy a największe targowisko na kontynencie teraz zieje pustkami. Ostatnią parę butów made in China, bluzeczkę z trykocikiem czy zegarek firmy PonoSony możesz kupić u ostałych, choć już też nielicznych Wietnamczyków.

Od lat nie używany we właściwym celu stadion od kilku tygodni stał się miejscem idealnym dla artystów. Postanowiono stadion pożegnać. Młoda kuratorka sztuki wraz z fundacją promującą warszawskie "dzianie się" urządziły serię "performance"(nie lubię tego słowa, ale żadne inne tego nie oddaje). W ostatnią sobotę wieczór odbyła sie piąta edycja tego nietypowego upamiętniania obiektu sportowego. Zaproszona widownia przeszła ciemnym tunelem na murawę; tu muszę nadmienić, że dziennikarka Gazety Stołecznej napisała, że świeżoskoszoną; najwyraźniej za pomocą tego słowa chciała przedstawieniu dodać aromatu, jednak cały pic polegał na tym, że usiedliśmy na czymś, w czym trudno było rozpoznać niegdysiejsze boisko. Otaczały nas ruiny. Po zdemolowanych upływem czasu rzędach siedzeń zaczęli tańczyć artyści. Przesuwali się miarowo w rytm muzyki po zniszczonych ławkach dla widowni. Nastrój pogłębiała gra światłem, któe wyciągało nieznaczne kawałki stadionu na pokaz publiczności, pozostawiając całą resztę w ciemnościach. Kosmiczny efekt wywołały dwie maszyny budowlane, które zaczęły na naszych oczach pracować. Na ekranie pojawił się obraz uruchomionego wiertła głębinowego.

Recenzje w gazetach są mniej więcej takie same. Jedną rzecz jednak wspólnie przemilczano. Atmosferą piknikową nazwano coś, co ja bym nazwała wykwitem prostactwa. Słowo może mocne, bo nie chodzi mi o jakąkolwiek niegodziwość, raczej o sposób bycia. Jak jeszcze mogę przypisać opryskliwe okrzyki: "siadać tam!" skierowane do statecznych dam (wyjątkowo w tym gronie!) nie rozpoznaniu ich wieku przy świetle oganiczonym do płynącego z gwiazd Wielkiego Wozu, tak już głośne komentarze: "no tak, pobiegaj sobie, pobiegaj, my posiedzimy" albo jęki: "jakie ciekaaaawe" w środowisku młodych, ciekawych, z wyboru kupuijących bilety na ten performance mnie zastanawiają.

Strasznie zrzędzę, co? :) Na obronę przed autowizerunkiem ciotki Klotki dodam, że nie czuję się osobiście oburzona ani trochę, może gdybym doceniała przedstawienie miałabym inne zdanie na temat "piknikowej" atmosfery. Rozumiem, że performance mógł wielu nudzić. Ba, z nieskrywaną podejrzliwością patrzę na człowieka, który się podnieca sztuką współczesną. Ale te głośne prześmiewanki zawsze mnie dziwią. Zapytałam znajomego, czy to jest normalne, czy to zjawisko warszawskie. Odpowiedział bez wahania, że :"tak jest wszędzie". W Mińsku też tak jest?

środa, kwietnia 30, 2008

szybka relacja z poczty

Dziś przejechalam pół miasta z nieznaną mi dziewczyną, przed 30tką na moje oko, ale drobna i taka... dziewczęca w stylu, super babka! i gadalysmy po wegiersku!!! w zyciu sie tak nie bawilam z kims neiznajomym!!!
spotkalysmy sie wieczorem w drzwiach zamykanej wlasnie poczty glownej, gdzie ja chcialam kupic znaczek, zeby wyslac PITa, a ona zrealizowac czek - obie za 5 dwunasta.
od jednej pani pracowniczki urzedu, ktora wlasnie wychodzila z pracy, dowiedzialysmy sie, ze poczta calodobowa jest na Pillango utca w Tesco. Dziewczyna nie wiedziala, gdzie to dokladnie jest, wiec pojechalysmy razem, bylam za przewodnika, ha! :) Po drodze rozmawialysmy po wegiersku i ani razu nie uslyszalam tych typowych: "gdzie sie uczysz? skad jestes? och, jak swietnie mowisz po wegiersku!" i moje ulubione: "jak CI się podoba Budapeszt?", nic z tych rzeczy. Wsiadłyśmy do metra, wymieniając znaczące spojrzenia co do młodych osobników zasiadających wokół nas,osobliwych... W miedzyczasie jedna pani staruszka, wskutek nagłego zahamowania przez pana metrokierowcę, przysiadla na dłuższy moment na moich kolanach, po czym zadzwięczała pięknym królewskim akcentem: "I am really sorry, my dear".
poszłyśmy do tgeo Tesco, rechocząc po drodze,
wchodzimy, a tu: przed aneksem pocztowym, do którego wstępując, pamiętaj, drogi kliencie, wyłącz telefon komórkowy, stoi tłum ludzi w czymś, co może miało postać kolejki przed godziną, ale kształtu pierwotnego nie zachowało. Wszyscy cisną się do lady, a za ladą cztery panie w białych kitelkach, przy czym jedna zdenerwowana bardziej niż trzy pozostałe, wydziera się w stronę tłumu. Stajemy w tłumie osób, moim oczom ukazuje się piąta pani w kitelku, tym razem po naszej stronie lady, która najwyraźniej pełni rolę ochroniarza. Przy jej 160 cm wzrostu i posturze oczekujących w napięciu rosłych brodatych Madziarów, sytuacja wygląda śmiesznie. Bez płynnej znajomości węgierskiego łatwo można się domyślić, że nieoczekiwanie zamknięto pocztę całodobową o godzinie 9. Jest 9.40. Trzy panie w białych kitelkach powtarzają, że poczta jest zamknięta i pracowała do dziewiątej, tymczasem dwie pozostałe ciągle obsługują kilentów, z tymże po cichu, powolnie i jakby na boku. Dziś mija termin składania podania o jakiś rodzaj dofinansowania od rządu, dosyć powszechny. Jednak większość ludzi nie szturmuje aneksu pocztowego, nie przepycha się przez tłum; po prostu stoją i gapią się, czekając: co to będzie. Tylko jedna rosła Romka zaczyna głośno mówić, co o organizacji poczty myśli. Żałuję, że nie rozumiem dokładnie.
W końcu interes naprawdę się zamknął, na ladzie stanęła tabliczka z napisem: ZARVA. Pani nie dała się ubłagać o sprzedanie znaczka.

Gdybym składała ten PIT w Warszawie i zamknięto by ludziom urząd przed nosem, po białych kitelkach zostałyby strzępy. Znaczka więc nie dostałam, PITa nie wysłałam, za to mogłam sobie uciąć miłą pogawędkę z kilkoma osobami spokojnie czekającymi na dalszy rozwój sytuacji. - Tak to jest u nas. Sorry.

wtorek, kwietnia 29, 2008

do mnie mów

kochamy mowienie, bawimy sie nim, wypowiadamy sylaby z glosnym mlaskiem, oblizujac sie na mysl o wrazeniu, jakie nasze slowa moga wywolac
mowimy, zeby mowic
zeby nas slyszano
język jest pelen retoryki
moj jezyk takze

sa jednak momenty, kiedy jezyk nam dretwieje w naglym zaskoczeniu,
ze retoryka okazuje sie nie tak pusta

sobota, kwietnia 19, 2008

Poor homeless

Blaha, 19.30. The guy was sitting on the huge cartoon, with his back laid on the marmur wall. He looked quite happy - he's drawing something, turning page in the left hand. His right hand was moving dynamicly: black thick lines were following the precise movements of the pencil.

-Bocsanot, bocsanot - the guy did not pick up his head, completely devoted to his blossoming flower.
- Bocsanot. Mit csinaaaals? - to such a stupid question there had to be a reaction.
- Rajzolom - said sharply, this time looking to the direction, from which he heard the voice.
Yellow. Georgously ugly yellow pullover. And nothing more interesting.
- A...- the girl nodded with understanding.
- God, the next student of human rights - cursed in his thoughts and came back to his drawing. The flower was finished in a second and joined the luna with half-closed eyes, the Alladin's lamp and Jing-Jang symbol that already drawn on the cartoon, were chilling left in the corner.

Satisfied with his work, the Blaha guy felt the wave of good mood.
He looked at the yellow creature, the creature smiled. He smiled back. Yellow was already kneeling in front of him, with her knees on his cartoon - his floor and bed. - Poor child - the guy's heart shaked with mercy - she has to be very homeless...

Everybody has these little picks of conscience, when he realises he have the power to move the mountains. The guy decided to do something good for this poor creature and devoted himself into stupid interview: - Miota rajzols?.... - Mert Jing-Jang?... -Valaki vasaralt? ... - Ki? - MIkor? -Hany? - Mert? Hogyon? The Yelow was smiling to him constantly, showing him the yellow teeth. The creature wasm smiling wider and wider and her teeth were bigger and bigger.

The worse the Yellow spoke Hungarian, the more proud was the Blaha guy of his goodness. The more proud he was, the more blind he was for Yellow smile. He even did not recognise the moment when Yellow open her yellow mouth and ate him with his luna with half-cosed eyes, the Alladin's lapm, JIng-Jang symbol, the blossoming flower and whole cartoon.

Prosta historia

Rocznicę wybuchu Powstania w Getcie Warszawskim obchodzono nie tylko w kraju. Węgrzy mogli usłyszeć o wydarzeniach z 1943 roku z polskiej perspektywy.

Centrum Pamięci Holokaustu w Budapeszcie zaprosiło Jarosława Kurskiego, redaktora Gazety, aby uświetnił uroczystość rocznicowe wybuchu Powstania w Getcie. Samo spotkanie trudno jednak nazwać świetnym. Osoby, które zasiadły w ławkach odnowionej synagogi przy Centrum można było policzać na placach obu rąk.

Zaczęto od projekcji filmu wyprodukowanego przez największą tutajeszą telewizję (MTV). Israel Gutman, Marek Edelman, Marcel Reich-Ranicki, każdy z głębi swojego gabinetu opowiadał historię opresji Żydów w okupowanej Polsce. W filmie użyto słynnych fotografii z getta. Mały chłopiec z podniesionymi w geście poddania rękoma, kładka na Chłodnej, zbieranie z ulic półnagich wygłodzonych ciał. Tyfus, głód, śmierć.

- Niedawno zgłosiłem się do parafii po odpis aktu chrztu. Ochrzczony byłem cztery lata po urodzeniu. Kiedy ksiądz spojrzał w papiery, powiedział: przez cztery lata byłeś Żydem! - przytaczał Jarosław Kurski. - W sensie empatii dla żydowskiego
losu, to chciałbym uchodzić za Żyda do końca życia, a nie tylko do
czwartego roku, czyli do chwili chrztu.

Dziennikarz nakreślił warunki życia Żydów w okupowanej Polsce. Opowiadał zarówno o karze śmierci za pomoc uciekinierom z getta, jak i o obojętności społeczeństwa polskiego na tragedię. Wypowiedź była wyważona, można powiedzieć podręcznikowa, a w niej: Jurgen Stroop i Jan Karski, szmalcownicy i Sprawiedliwi wsród Narodów Świata, Zofia Kossak-Szczucka i odmowa przyjęcia ocalałych z Powstania bojowników w szeregi AK, sierociniec doktora Korczak i karuzela po drugiej stronie muru. Byli zwykli ludzie walczący o byt, ten codzienny oraz bohaterowie. Były obojętne masy i ekstrema – zarówno chlubne jak i haniebne. Żydzi Polscy w pigułce. Prosta historia, trochę miodu trochę dziegciu.

Tak wygląda nasza historia, jak ją chcemy pamiętać. Wyważona, wypośrodkowana, odmierzona złotą linijką. Przynajmniej tak ona została zaserwowana kilku mieszkańcom Budapesztu, nieświadomym procesów tej historii odmierzania i ważenia.

piątek, kwietnia 18, 2008

Most nad Wadi

- Jak już skończymy szkołę, może będziemy musieli zabić naszych kolegów – mówi uczeń izraelsko-palestyńskiej szkoły na Zachodnim Brzegu.



Film Baraka i Tomera Heymann, nagrodzony przez publiczność Festiwalu praw człowieka Verzio w Budapeszcie oraz Festiwalu Watch dogs w Warszawie to niesamowity dokument o próbie przerzucenia mostu ponad podzieloną doliną Wadi.

- Kiedy usłyszałam od mojej pięcioletniej córeczki, że ’nienawidzi Żydów’, zaczęłam się zastanawiać czy rzeczywiście muszę wychowywać ją tak, jak mnie wychowywano – opowiada młoda Arabka – Zapytałam siebie samą, czy nie ma innej drogi.
Była.

Grupa Izraelskich i Arabskich rodziców po wielu kontrowersjach podjęła wspólną decyzję, aby posłać dzieci do jednej szkoły. Podczas otwarcia pierwszej dwujęzycznej placówki oświatowej na ziemiach objętych beznadziejnym konfliktem, atmosfera jest więcej niż entuzjastyczna. W niebo wypuszczono dziesiątki kolorowych baloników. Rodzice setki uczniów, którzy zdecydowali się na eksperyment, patrzą w niebo z wielką nadzieją. Ale ich obawy nie są mniejsze...

Bracia Heymann weszli z kamerą do klas i domów, pokazali dzieciaki pomagające sobie wzajemnie w nauce języka, papużki nierozłączki w wesołym miasteczku, kolegów grających razem w domu na komputerze. Dzieci szybko się polubiły. Nie miały również oporów, żeby brać udział w obchodzeniu świąt innej religii. Inaczej na to patrzyli rodzice. – Nie jestem religijna, ale mam wrażenie, że Arabscy rodzice oniemiali, że pozwalamy nazym dzieciom bić pokłony przed Allachem – mówi Żydówka po spektaklu szkolnym z okazji rozpoczęcia Ramadanu.

- Coś jest nie w porządku. To miała być szkoła dwujęzyczna, nie dwunarodowa – zaczęli się burzyć pomysłodawcy szkoły. Pełni obaw, aby nie mieszać swoim dzieciom w głowach, stanęli przed problemem: na ile można być otwartym na inną tradycję, nie tracąc przy tym poczucia związku z własną.

Czy można nauczać w duchu tolerancji i poszanowania drugiej strony a jednocześnie nie występować przeciw własnym poglądom i nie skrywac prawdziwych uczuć?
Końcówka filmu dodaje otuchy: na kolejny rok szkolny ponad dwa razy więcej rodziców zapisało swoje dzieci do’Mostu nad Wadi’. Przed jakimi wyborami jednak staną dzieci, kiedy mury szkoły opuszczą?

poniedziałek, marca 31, 2008

proszę, pamiętaj...

Oto fragment wycięty z formularza zgloszeniowego na pewną konferencję, w "antycznym miescie Krakowie" :)...

If you’re a disabled person please inform us about the nature of your disability. We will do our best to make your attendance possible and pleasant but please remember that Cracow is an ancient city not yet fully updated to European Union standards.

niedziela, marca 16, 2008

nadzieja



Cóż, jedyną matką jaką znasz, jest nadzieja - glupią matkę masz.
Jesli wiesz, co chcę powiedzieć...

sobota, marca 15, 2008

Narodowe

15 marca
Święto. Jakie? Narodowe! I to wystarczy.
Już wczoraj autobusy, ulice zapełniły się trójkolorowymi popiersiami. Biały, czerwony i zielony wystawione zostały na publiczne pochwalenie i uwielbienie. Zapytany przeze mnie wczoraj pan przechodzień o to, czemu obnosi na piersi swej te narodowe ordery, uniósł brwi w zdziwieniu i odpowiedział z całą należną temu zdaniu dumą: ponieważ mamy święto narodowe! I wystarczy, prawda? Powód również wystarczający, żeby zebrać się pod parlamentem i urządzić kolejną demonstrację przeciw polityce rządu, przeciw bogaczom, którzy urządzają sobie co roku bale w operze, podczas gdy reszta na bal wstępu nie ma, przeciw wyzyskowi, biedzie, nie zapominając o sprzeciwie wobec niesprawiedliwie niskiej pozycji Węgier w Europie oraz o buncie wobec zła całego tego świata. Dlatego właśnie Węgrzy zbierają się pod Parlamentem, przyglądając się dokładnie śladom po kulach wystrzelonych w stronę demonstrantów pół wieku już temu i może po cichu pod nosem tęskniąc za takim wielkim przeżyciem, taką piękną katastrofą, która byłaby okazją dla Narodu do nowego święta. Znów czerwony zalałby zielony i biały. Dlatego dziś wszyscy Węgrzy łączą się w trzech kolorach, w trzech generacjach, w trzech stanach skupienia; pod Parlamentem, na placach wszystkich możliwych bohaterów, wreszcie wokół telewizora.

niedziela, marca 02, 2008

czyje niebo

Z naszego balkonu widać, że niebo nie jest niebieskie
Nie jest ani Mattissa ani Chagalla.
Ani w plamki, ani romantyczne, ani straszne, ani zimne
AMJopek mówi że to jej niebo. Każdy mógłby tak powiedzieć, może zarabiałby wtedy tak jak ona osiemdziesiąt złotych na każdym bilecie, ale ciągle nie znalazłby dobrego określenia na to, co nad głową. Nałożyły się na nie gałęzie w taki sposób, że tworzą nieprzebitą wzrokiem pajęczynę, sieć cienkich nitek.

Naprzeciw mnie oś; oś framug, oś ścian pod kątem załamanych. Po prawej stronie ciemna klatka schodowa rozbija symetrię. Zapalam papierosa. Siedzę i patrzę na siebie ze strony klatki, potem od strony framug. Obserwuję siebie, siedzącą z papierosem w dłoni. Nie ma kowboja w kapeluszu. Nie ma rodeo. Nie ma śmiechów ani gwizdów. Nędza i trutka.
Sąsiad wyszedł z pieskiem. Najwyżej dziewiętnaście lat. Spodnie luźno wiszące, szary kaptur, czarny pies z nieobciętymi pazurami. Odgłosy tarcia dochodzą do windy. Przerwane na odcinek trzech pięter w dół, rozpoczynają stakatto przez podwórko.

Czarny piesek idzie na spacer, idzie pod niebo. Czy myśli, że to jego niebo? Cz myśli? Czy niebo? A może wystarczy mu jego drzewo, jego trawa, jego szlak pod drzewem odlany? Spod kapturów wiele nie widać. Kaptura o niebo nie ma co pytać. Pod szarym kapturem niebo jest zawsze niebieskie.

sobota, marca 01, 2008

nacjonalizm przed śniadaniem/ do mamy

Miało być ekspresowo kilka zdań o nacjonalizmie i narodzie: skąd? przez kogo? definicja? Jest 11.40 i głód nie pozwala mi upięknić tekstu, więc zamieszczam w wersji oryginalnej – pośpiesznej, ze skrótami myślowymi – i biegnę kupić bułki.


Nacjonalizm
słowo znaczy co innego na zachodzie - jak nasz patriotyzm
a co innego w Europie Wschodniej i Południowej (Niemcy historycznie tutaj raczej do Europy wsch. bym dała) - połączony z szowinizmem.
w każdej szkole uczą dzieci ( i tak mówi Ernest Gellner i Eric Hobsbawm a wszyscy powtarzają), że narody powstały w XIX wieku, po Rewolucji Francuskiej jako reakcja na Napoleona, który wkraczał i podbijał, skonsolidował wspólnoty podbijane przeciw sobie i w ten sposób je zjednoczył. Oczywiście mówimy tylko o Europie. Więc jak się Napoleon wycofywał, NARODY się cieczyły, co więcej cieszyły się RAZEM. Po kongresie wiedeńskim (1815), kiedy zdecydowano o restauracji starego porządku popowstawały w całej Europie elitarne organizacje spiskowe - Młode Niemcy, Młode Włochy, Młodzi Turcy, w byłej Rzeczpospolitej Towarzystwo Demokratyczne. Zazwyczaj zaczynali to młodzi wojskowi - ci, co walczyli (z/przeciw) wojskom napoleońskim. W sukurs przybiegli im pisarze,poeci etc., którzy właściwie już od połowy XVIII wieku starali się wydobyć na światło dzienne kulturę regionalną-narodową.To byli ludzie elit, zazwyczaj duchowni , różnych wyznań. Ale po Kongresie 1815 ruszyła lawina. Jest taka książka (Pod berłem Habsburgów) w której autor pokazuje, ze każdy z 1 narodów w Imperium Habsburgów do lat 30tych XIX wieku miał swoją 'wielką trójcę' - gościa, który napisał gramatykę narodową, gościa który spisał historię narodową i gościa poetę; to byli aktywiści sprawy narodowej, ludzie wykształceni w gimnazjach, głównie mieszczanie, w Polsce - mieszczanie/szlachta.
Co ważne, 'narodowcy' wspierali się nawzajem. Młodzi Turcy kooperowali z Młodymi Niemcami i Włochami. Fala romantyczna, wszyscy chcemy być wolni itp. itd. Walka o naród to walka przeciw tyranom - najpierw Napoleon a potem Habsburg albo inny książe przez Kongres narzucony.
Ale w 2 poł. XIX wieku widać proces dojrzewania do myśli, że jednak nie da się zadowolić jednocześnie narodowców z ziem niemieckich i polskich, albo polskich i ukraińskich. - wielki kocioł w imperium Habsburgów: jak ich traktować, co im dac , co nie. próby zjednoczenia ziem niemieckich (w jaki sposób: Duże Niemcy?, Małe Niemcy? np.Czesi, którzy mówili po niemiecku i od setek lat razem z Niemcami żyli byli dla Niemców tez Niemcami; a tymczasem siurpryza, chcą być osobnym narodem.
więc w 2 poł. XIX wieku, możemy mówić o powstawaniu nacjonalizmów w tym naszym sensie tego słowa - my jesteśmy lepsi, nam się należy. Przykład?
Niemcy.
w pierwszej połowie XIX wieku opierali się na romantycznym Heglu, a w drugiej połowie wieku poszybowali w stronę PANGERMANIZMU opierajac się na
NItschem,
panuFriedrich List (1789-1846),który
opisywał on nardowy system ekonomii politycznej; uważał że naród musi być samowystarczalny ekonomicznie – produkcja z własnych zasobów i własnymi siłami. Jednocześnie polem działania ma być Europa środkowa (Mitteleuropa") bo jest to naturalna przestrzeń życiowa Niemiec(„Lebensraum")

na panu Jean Arthur de Gobineau , który stworzył dziełko "O nierówności ras ludzkich" ze wszystkimi stosownymi pomiarami.

Bismarck nam sie bardzo brzydko kojarzy z germanizacją, ale on to robił nie z powodów narodowych, ale porządkowych, żeby mu PAŃSTWO dobrze działało. Goście, którzy się dobrali do władzy po nim (1890) myśleli już o tym, że potrzebują lebensraum.

O DEFINICJĘ TRUDNO, nikt jeszcze nie ułożył satysfakcjonującej. - i to jest najważniejszy punkt
główny problem to: czy naród mogę wybrać ( jestem POlakiem, bo mówię że jeste Polakiem)
czy nie (jestem Polakiem, bo a) mam rodziców Polaków b) urodziłam się w Polsce c) wychowałam się w polskiej kulturze d) wszystkie czynniki naraz, mieszanina

inna rzecz:

Mój profesor jeden -Dmitriev, z Rosji, który w paszporcie kazał sobie napisać narodowość: Moskwicz, a nie Rosjanin - uważa, że pojęcie narodu jest wymysłem. nie istnieje coś takiego.
Jego przyjaciel, a inny mój profesor - z Ukrainy z kolei - mówi, że oczywiście że nie istnieje naród tak jak istnieje stół. ale istnieje w zbiorowej świadomości i nawet jeśli nikt ni jest w stanie dac dobrej jego definicji, to możemy się posługiwać tym pojęciem, bo "w pewnym sensie" istnieje.

uh
idę jeść

sobota, lutego 23, 2008

chłopiec

- Hania, a jak jest chłopiec po węgiersku?

- A fiu. (fiju)

- yhm

- Ale jak chcesz chłopca, to mówisz a fiut. (fijut)

- Hm...?

- Pisze się fiut.

- No tak, to wiele upraszcza.

piątek, lutego 22, 2008

Wars w Peszcie

Spakował do torby polską kiełbasę, twaróg półtusty, historię powszechną Rostworowskiego i Duże Formaty. Pomachał Sawie na do widzenia, po czym zbiegł po schodach i wsiadł do czerwonego Punto. Zapalił silnik i ruszył przez Półeuropę.



Po dniu drogi zatrzymał się w mieście, gdzie ciężkie żaluzje zasłaniają ludzi. Przycupnął pod parlamentem, miasta tego świątynią. Wyjął kiełbasę i twaróg. Usiadł. Miasto przeciągnęło się w zdziwieniu, poruszyło się w światłach, rozedrgało swe cielsko na sekundę, ledwie uchwytną. – Ach, to tylko Wars – pomyślało. Ziewnęło, na powrót opuściło żaluzje i usnęło.





Poczułam tę chwilę. Byłam wtedy na górze Gellerta.

poniedziałek, lutego 18, 2008

Wybiórczo-kobieta

http://kobieta.gazeta.pl/wysokie-obcasy/0,0.html

Czy nikogo nie uderza wydźwięk tego marginesu? Oto zawartość serwisu „Kobieta”.

Kobieta: | Wysokie Obcasy | Avanti | Poradnik Domowy | Kuchnia | Dziecko | Ślub | Cztery Kąty |

A teraz wejdźmy na stronę główną gazety http://www.gazeta.pl, która jest przez większość moich znajomych odsądzana od czci i wiary za nahalny filofeminizm i spójrzmy na dostępne serwisy (lewy margines). Nie znajdziemy osobnego serwisu „Mężczyzna”. Panowie mogą czytać gazete, bez obawy otrzymania łatki. Miło.
Widzimy za to komórki, milość i seks, narty, edukacja, giełda, film etc.
Rozumiem, że to są serwisy dostępne dla wszystkich, prawidłowo. Tylko dlaczego kobiety dorobiły się osobnego worka tematycznego, do którego wrzucono porady domowe, kuchnie, dziecko, urządzanie domu. O ile jeszcze serwis Dziecko jest ogólnodostępny ze strony glównej, to już kuchnia, według projektanta strony gazety, najwyraźniej należy wyłącznie do domeny kobiecej. Podobnie Wysokie Obcasy, do których naprawdę trudno trafić. Kłopoty z odnalezieniem strony WO miał mój kolega z Białorusi, poszczacy własnie trzeci tydzień, chodząca konserwa, który, jak sam to ujął, za „Wysokimi przepada". Można? Można.

czwartek, lutego 14, 2008

igaz / truth



everybody is searching for love

przyjaźń polsko-węgierska / do Kati

szervusz!

przyjaźń polsko - węgierska...

jest na ustach Polonii tutejszej, z tego co obserwuję spotkania w domu polskim / polskim kościele i artykuły w magazynie "Polonia Węgierska", ale w Polsce ( w Warszawie) powszechnie niewiele się o tym mówi. Oczywiście, wszyscy znają przysłowie "Polak Węgier dwa bratanki i do szabli i do szklanki" i generalnie panuje przekonanie, że nasze kraje nigdy ze sobą nie walczyły (co nie jest prawdą).

Jak pewnie już zdążyłaś się zorientować dla Polaków historia jest bardzo ważna - jest ona obecna ciągle i bez ustanku w życiu publicznym. Znam osobiście mnóstwo ludzi, którzy zarabiają pieniądze w swoim fachu, ale przyznają, że gdyby mieli taką możliwość, poszliby na studia na historię... lub też takich, którzy mają półki pełne książek historycznych. Oczywiście, głównie ludzie ci pasjonują się dziejami wieku dwudziestego, przede wszystkim II Wojną Światową, która jest bazą dla konstruowanej polskiej zbiorowej pamięci historycznej. (trudne, wiem :)

Moim zdaniem nasze poczucie związku z Węgrami ogranicza sie wyłącznie do historii. Mam wrażenie, że moi znajomi o dzisiejszych Węgrzech nie wiedzą nic i, co ważniejsze, nie mają poczucia wstydu - tak jak wstyd dzis w Polsce nie wiedzieć kto jest prezydentem Francji i jaka partia rządzi w Hiszpanii, tak Węgry nie są uważane za cos istotnego. Nigdy nie spotkałam Węgra w Warszawie, lektorat węgierskiego jest tam traktowany równie egzotycznie co języka holenderskiego czy norweskiego. Inaczej podobno jest w Krakowie, gdzie język węgierski jest bardziej rozpoznawalny, a Węgrzy chętniej przyjeżdżają, bo im się Kraków bardziej niż Warszawa podoba(nie dziwne)

Jednak, wracając do historii, każde polskie dziecko wynosi wynosi ze szkoły wrażenie, że Węgry w średniowieczu były swego rodzaju odległym bratankiem :) ; że nasze losy historyczne, jeśli nawet nie były podobne, to przebiegały równolegle. Nasze państwa razem "wystartowały" (Stefanowi przecież korona się dostała, bo Bolesławowi jej odmówiono), razem walczyły, mieliśmy od Was Jadwigę, wy Władysława, my znowu Batorego. W XIX wieku też walczyliście o niepodległość, romantyczne powstanie, Petofi... to działa na polską wyobraźnię, opanowaną Mickiewiczem i serią powstań wyzwoleńczych. W dodatku propaganda II RP (Polski międzywojennej) wysławiała Węgry jako sojusznika i bratni naród, podpierając się przy tym chętnie powyżej wymienionymi elementami wyobrażonej "wspólnych losów". I akurat w międzywojniu oba państwa mogły mieć poczucie pewnej wspólnoty, skoro oba należały do klubu konserwatywnych-autorytarnych.

Przeciętny Polak, który nie studiuje historii tak jak ja, ma przynajmniej ogólny obraz historyczny pozytywny. Co ciekawe, jeśli mowa o II wojnie, o której pamięć, jak już zaznaczyłam jest niezwykle istotna dla polskiej kultury, Węgrzy zawsze są pokazywani w dobrym świetle: choć po stronie nazistów, można odnieść wrażenie, kompletnie idei wojny nieoddani; przyjmujący rząd polski, chroniący polskich żołnierzy etc. etc.

Podsumowując, obraz Węgra jest raczej in plus, choć nie poparty głębszym przemyśleniem. Bierze się raczej z sentymentów historycznych niż z teraźniejszej współpracy między naszymi państwami. Musisz jednak wziąć pod uwagę to, że jestem studentką, i to studentką historii, więc moje pzemyślenia i spostrzeżenia nie są całkowicie... jakby to powiedzieć... przeciętne :))

Co na pewno jest powszechnym skojarzeniem z Węgrami to "ten koszmarny język", papryka i niekiedy wino.

napisz kiedy będziesz miała czas dla mnie :)
buziaki,
Hanka

środa, lutego 13, 2008

Pozytywy

dla sobie-przypomnienia

Zbigniew Libera POZYTYWY
czyli seria ośmiu fotografii-rekonstrukcji wykonanych w latach 2002-2003.
Trudno tu mówić o zaczerpnięciu inspiracji – Libera dosłownie „cytuje” fotografie – obrazy śmierci, tragedii i zagłady, które dzięki mediom wsiąknęły do naszej zbiorowej świadomości i stały się ikonami. Odwołał się do zdjęć o randze symbolicznej – tych, które nie pokazują wyłącznie sytuacji zastanej w danym momencie i miejscu, ale Reprezentują zjawisko. A przynajmniej kiedys reprezentowaly.. Bo może obarczone ciężarem Znaczenia fotografie te zostały pozbawione właściwej im "zwyklej" wymowy tragicznej. Czy nasze oczy nie przyzwyczaiły się do widoku śmierci na papierze? Czy nie odkrywamy piękna w zdjęciach głodujących, chorych, kalekich i rannych; w dziennikach, magazynach , na wystawach World Press Photo? Czy nie oswoiliśmy w naszych oczach tragedii? Przez Liberę zostało oswojonych wlasnie osiem fotografii, tutaj dwie z nich. Autor postępując według zasady, że ważniejsze niż pokazanie jest uczynienie (showing vs. doing), zmusza odbiorcę do podjecia trudu odtworzenia znanego mu obrazu, zakodowanego juz w naszej pamieci. Widz musi momentalnie skojarzyć „Pozytyw” ze znanym powszechnie obrazem – „Negatywem” i... musi zareagować. Bo nie sposób być obojętnym.


POZYTYW "Nepal"
- NEGATYW: "Napalm"



POZYTYW "Mieszkańcy"


NEGATYW: więźniowie KL Auschwitz - kadr z filmu propagandowego nakręconego przez radziecką armię wyzwoleńczą, 1945

poniedziałek, lutego 11, 2008

Bastion

piątek, lutego 08, 2008

Ilka















czwartek, lutego 07, 2008

niedziela, lutego 03, 2008

papryczki





















sobota, lutego 02, 2008

imprezowy grudzień

W środę posypie się popiół.
To ostatni moment,
żeby przypomnieć sobie nastrój grudniowego balowania.


Impreza urodzinowa na Ilce. Moje ulubione zdjęcie artystyczne w wykonaniu Piotrka, a na nim Tania, Den, Zmicier i ja.



Impreza rodzinna powigilijna, wstęp do imienin Paszczaka.



Kolędowanie dla harcerskich dinozaurów, jak co roku u Buchnerów. Moi rodzice od krzyża - Hanka i Mikolaj.


Impreza urodzinowa, druga już, mojego chrześniaka Jacka Goldsteina.

piątek, lutego 01, 2008

wtorek, stycznia 29, 2008

precz z emerytką

Chciałam tu opisać jak w ostatnich tygodniach czas mi cieknie przez palce. Ale po dwóch akapitach doszłam do wniosku, że to żaden powód do chwały. W dodatku czas ucieka.
Dzisiejszy dzień więc sponsoruje hasło ‘dość tego!’ Mam nadzieję, że dzisiaj ostatecznie rozwiodę się z emerytką na wakacjach!

niedziela, stycznia 27, 2008

wiara i wiedza

Moja ulubiona Pani profesor opowiadając o francuskich i angielskich realistach podkreśliła, że to oni zaczęli modę na artystów-geniuszy. Wtedy każdy uczeń gimnazjum uważał, że ma nadludzki talent. Czy talent ten przejawiał się w rysunku czy w słowie, młody adept sztuk pięknych dzięki tworzeniu stawał się artystą przez wielkie A. I nawet jeśli jego twórczość nie wznosiła się na wyżyny choćby gramatycznej poprawności i dobrego warsztatu, napawała twórcę dumą i wiarą w siebie. A skoro tak wiele osób wierzyło w swoje umiejętności, niepomiernie wzrastała szansa na wydobycie z tego tłumu najbardziej nieprzeciętnych. Tych, na których wystawy ustawiamy się w kilometrowych kolejkach. Wiara w siebie buduje.
Pewność siebie to oznaka życia w zgodzie z samym sobą– to z kolei Zsuzsi i jej wielkie myśli przy napoju herbacianym, o który się spierałyśmy czy w nim za dużo soku cytrynowego czy cukru czy obu. Jeśli postępujesz według zasad, w które wierzysz nie masz powodu, żeby czegoś się wstydzić, nie masz nic do ukrycia. – próbę wyciśnięcia ze mnie jakiś zwierzeń ciągnęła Zsuzsi. – Jak może Cię ktoś skrzywdzić przez to, że coś o tobie wie?

sobota, stycznia 26, 2008

Hit the road Jack

Hit the road, Jack
And don't you come back
No more! No More! No more! No More!
Hit the road, Jack
And don't you come back no more. (What you say?)

Oh, woman oh woman
Don't you treat me so mean!
You're the meanest ol' woman
That I've ever seen
But I guess If you say so
I'll have to pack my things and go. (That's right!)

Hit the road, Jack
And don't you come back
No more! No More! No more! No More!
Hit the road, Jack
And don't you come back no more. (What you say?)
Hit the road, Jack...

Oh baby, listen baby
Don'tcha do me this way
You know, I'll be back on my feet someday
(solo woman):
Don't care if you do
'cause it's understood
You ain't got no money
You just ain't no good!

Well, I guess if you say so
I'll have to pack my things and go (that's right!)

Hit the road, Jack
And don't you come back
No more! No More! No more! No More!
Hit the road, Jack
And don't you come back no more. (What you say?)
Hit the road, Jack
And don't you come back
No more! No More! No more! No More!
Hit the road, Jack
And don't you come back no more.

piątek, stycznia 25, 2008

ejszaka

Nikt w tym domu nie ma papierosa! Nagle wszyscy zaczęli być świętoszkami. Uczą się, nie palą, nie uprawiają seksu w łazience. Myją po sobie wszystkie naczynia. Czyszczą nawet kuchenkę. Trzeba wiać, póki nocy starczy.

Idąc Thokoly ut mijam dziewczyny. Dziewczyny, jak każde inne–te z dziennych autobusów, tylko teraz stoją w cieniu nocnych. W autobusach za to brodacze. Brodacze, wąsacze, Cyganie i jeden Murzyn.

Vaci ut turystyczny o tej porze startuje do konkursu o miano małego Los Angeles. Rozespani bramkarze siedzą na zewnątrz czerwonych rozedrganych drzwi nocnych klubów. Podpici Angole obijają się od jednej ściany ulicy do drugiej. Wokół rozświetlonej katedry skrywającą karzącą prawicę świętego Stefana, z każdego rogu dobywa się muzyka. Kalejdoskop, karnawal. Jak w rumuńskiej taksówce.

Nad rzeką - Dublin. Mewy uczepiły się dachu łodzi – klubu. Te, dla których nie starczyło miejsca wirują pomiędzy roztańczonymi lampionami w rytm muzyki. Ich skrzek paraliżuje myśli. Piaskiem wzdłuż szosy dochodzę do słynnych butów – rzeźby pamiątki po utopionych w tym miejscu Żydach. Taksówki suną jedna za drugą, rozszczepiając światłami długimi to krótkimi na przemian wąski pasek wybrzeża w samym środku miasta. Biegnę; samotny jogging wygląda mniej podejrzanie niż samotny spacer.

Przez parlament, śmietniki Nadoru, zajezdnię trolejbusową i uliczki w pseudożydowskiej dzielnicy dobieram się do Blaha. Tu nikt nie slyszal o dwudziestu oficerach lotnictwa, co obradowali nad bezpieczenstwem lotow. Ani o Węclawskim, ktory odszedl. Ani o "Strachu".

czwartek, stycznia 24, 2008

Dziewięć kobiecych słów

Nine words women use...

1.) Fine : This is the word women use to end an argument when they are> Right and you need to shut up.

2.) Five Minutes : If she is getting dressed, this means a half an hour. Five minutes is only five minutes if you have just been given five more. Minutes to watch the game before helping around the house.

3.) Nothing : This is the calm before the storm This means something. And you should be on your toes. Arguments that begin with nothing> Usually end in fine.

4.) Go Ahead : This is a dare, not permission. Don't Do It!

5.) Loud Sigh : This is actually a word, but is a non-verbal statement Often misunderstood by men. A loud sigh means she thinks you are an Idiot and wonders why she is wasting her time standing here and arguing With you about nothing. (Refer back to #3 for the meaning of nothing.)

6.) That's Okay : This is one of the most dangerous statements a women Can make to a man. That's okay means she wants to think long and hard Before deciding how and when you will pay for your mistake.

7.) Thanks : A woman is thanking you, do not question, or Faint. Just say :You're welcome.

8.) Whatever : Is a women's way of saying F@!K YOU!

9.) Don't worry about it, I got it: Another dangerous statement, meaning This is something that a woman has told a man to do several times, but Is now doing it herself. This will later result in a man asking 'What's Wrong?' For the woman's response refer to #3.

czwartek, stycznia 17, 2008

Beirut

For me Beirut is Ilka itself. It makes everybody feel the atmosphere of this flat.

I sit with one of my eternal papers trying to focus on writing while through my mind the chaos of Beirut’s words is emerging. Inside me somebody is singing “it makes the day to go this way……”. Adam is still walking through 15 meters long corridor with his heavy steps that make whole floor shaking; Orsi is singing under her nose traditional Transylvanian melodies mixed with the recent hits of Madonna; Csabko is sitting just behind me and rolling from laugh for only to him known reasons; Zsuzsi, exhausted as always, put her things from one edge of her small room to another; Andras is hiding somewhere.


The lack of Jessi is significant…

That’s why Jes asked me to write it down (in English) just after I told her, what I associate Beirut with.

środa, stycznia 16, 2008

Wegrzy a Polki

Weszlam wczoraj na wegierskie forum Gazety. Na pytanie jednej z uczestniczek: "Polka-Wegier - czy to wyjdzie?" znalazlam kilka odpowiedzi, ktore mocno nadszarpnely moja wiare w Wegrow i Polki, kazde z osobna. Dla niektorych forumowiczow, kobiet w przewazajacej czesci, moze smutna, moze niewygodna, ale jednak prawda pozostaje fakt, ze to ONA ma sie przeprowadzac do Wegier. Ewentualnie para moze probowac uwic swoje gniazdko na gruncie neutralnym (choc nie wiem czy Wielka Brytanie mozemy traktowac nadal jako pole neutralne:) jednak pomysl, aby to ON przeprowadzil sie do Polski prawie sie nie pojawia w dyskusji; jesli juz, uznany jest za "niedorzeczny".
Co wiecej, Wegrzy zostali ocenieni przez Forumowiczow za bardziej tradycyjnych, z silnie zachowanym patriarchatem(mezczyzna glowa rodziny)- cos, co rzeczywiscie nie tak latwo spotkac juz w Warszawie. I tu zaczelam sie niepokoic... :)

Jednak ocenieni to slowo klucz. Mam wrazenie, ze nasze (polskie) oceny wyrazane sa wedlug swiatopogladu, nie wedlug naszej zyciowej praktyki. Mozemy widziec w kims obrzydliwy, zakrzeply patriarchazm, podczas gdy nie widzimy belki w naszym oku - polskiego feministyczno-matkopolskiego rozdwojenia jazni. O rozziewie pomiedzy rzeczywistoscia a wyznawanymi wartosciami wsrod polskich kobiet pisze Magdalena Miecznicka w Dzienniku, ktorej tekst "o 10 najwiekszych kompleksach polskiej kobiety" goraco polecam:
http://www.dziennik.pl/opinie/article102192/10_najwiekszych_kompleksow_kobiety.html

Przyznam, ze nie widze patriarchalnego wzoru w rodzinach moich wegierskich znajomych. W zadnym razie mlodzi Wegrzy nie roznia sie w swojej nieobowiazkowosci od mlodych Polakow.

czwartek, stycznia 10, 2008

Cud Tomski

Mialam telefon z najlepszymi zyczeniami!

z Tomska!

Raisa Michajlowna Winokurowa do mnie zadzwonila!

Musiala na ten telefon wydac polowe swojej miesiecznej emerytury!

Nieopisywalne, powiem szczerze

Nie do nazwania

Nie do uwierzenia.

Ktos pamieta o mnie na dalekiej Syberii.

Ide szukac adresu do Raisy Michjlownej.

środa, stycznia 09, 2008

dziewczynką być

Mama obiera choinkę z bombek. Stoję nad babcią i dozuję jej kolejne rzutkie klepnięcia w plecy, bo soczek pomarańczowy uciekl jej z tchawicy w żydowską dziurkę. Slysze dzwonek. To na pewno kurier! Z Babaryby. Ma mi przyniesć kubek z dziewczyną polską Picassa, prezent dla chlopca węgierskiego.
Otwieram drzwi. Mlody czlowiek usmiecha sie szeroko. - Czy zastalem...? - Witam, jestem Hanka! - wykrzyknelam w potwierdzeniu, ze to dobry adres. A pan jest Babaryba - usmiecham sie serdecznie. -Zaraz, zapomnialam przygotowac pieniedzy- Odbiegam, nie widzac lekko speszonego wyrazu na twarzy mlodego czlowieka. Wracam z portfelem, a pan Babaryba się juz rozebral. Nie zeby do pasa (do ogona byloby lepszym okresleniem) ale nawet nie zdazylam zaproponowac mu herbaty! Wkracza Lech, wita goscia w progu, zaprasza na pokoje... aha, korek, zaden ryba, zaden kurier. czlowiek spragniony matematycznej wiedzy, tez dziwo przyrody.

Wracam do kuchni oblana pąsem, gdzie choinka sie miota w procesie rozbioru. Drapie iglami i wbija sie w ręce. Zdejmujemy papier, na trzy cztery w górę, szarpnięcie i lądowanie na balkonie. Na gazie bulgocze rosól z Bogu ducha winnej kury.
Baby pytluja , o synach wyrodnych, o tym że co jak co ale bielizna musi byc, o znajmoych dobrych, o lóżkach ortopedycznych, o spódnicy na stoisku za rogiem, taki ladny fason, o zywoplocie, co go dziadek ciagle przystrzyga, ja nie wiem po co, Asku zrob cos z nim, o Muminkach, o tym, ze nie ma nic gorszego niz skapa kobieta, o faworkach...

Panie Boże, dziękuję Ci, że stworzyles mnie dziewczynką.