poniedziałek, czerwca 02, 2008

piknikowa atmosfera/do Oli

...pewnie już zauważyłaś, że Polskę ogarnął szał przygotowań do Mistrzostw UEFA w piłce nożnej? Właściwie jest to szał nie przygotowań właściwych ale wielkich chęci i zapału, który objawia się zapewnieniami wszystkich urzędników od Prezydent Miasta do skryby spółdzielni mieszkaniowej w Pyrach Małych, że "co prawda budowa jeszcze nie ruszyła, ale na 2012 wszystko będzie gotowe". Najważniejszą inwestycją jest Stadion. Żeby zbudować nowy, według wymaganych standardów, trzeba zburzyć stary. To z kolei oburza mrowie drobnych handlarzy, wielokulturową grupę zdeterminowanych ludzi. Ale i z tym sobie poradzono, większość Polaków, Rosjan i Ukriańców już pozamykała swoje kramy a największe targowisko na kontynencie teraz zieje pustkami. Ostatnią parę butów made in China, bluzeczkę z trykocikiem czy zegarek firmy PonoSony możesz kupić u ostałych, choć już też nielicznych Wietnamczyków.

Od lat nie używany we właściwym celu stadion od kilku tygodni stał się miejscem idealnym dla artystów. Postanowiono stadion pożegnać. Młoda kuratorka sztuki wraz z fundacją promującą warszawskie "dzianie się" urządziły serię "performance"(nie lubię tego słowa, ale żadne inne tego nie oddaje). W ostatnią sobotę wieczór odbyła sie piąta edycja tego nietypowego upamiętniania obiektu sportowego. Zaproszona widownia przeszła ciemnym tunelem na murawę; tu muszę nadmienić, że dziennikarka Gazety Stołecznej napisała, że świeżoskoszoną; najwyraźniej za pomocą tego słowa chciała przedstawieniu dodać aromatu, jednak cały pic polegał na tym, że usiedliśmy na czymś, w czym trudno było rozpoznać niegdysiejsze boisko. Otaczały nas ruiny. Po zdemolowanych upływem czasu rzędach siedzeń zaczęli tańczyć artyści. Przesuwali się miarowo w rytm muzyki po zniszczonych ławkach dla widowni. Nastrój pogłębiała gra światłem, któe wyciągało nieznaczne kawałki stadionu na pokaz publiczności, pozostawiając całą resztę w ciemnościach. Kosmiczny efekt wywołały dwie maszyny budowlane, które zaczęły na naszych oczach pracować. Na ekranie pojawił się obraz uruchomionego wiertła głębinowego.

Recenzje w gazetach są mniej więcej takie same. Jedną rzecz jednak wspólnie przemilczano. Atmosferą piknikową nazwano coś, co ja bym nazwała wykwitem prostactwa. Słowo może mocne, bo nie chodzi mi o jakąkolwiek niegodziwość, raczej o sposób bycia. Jak jeszcze mogę przypisać opryskliwe okrzyki: "siadać tam!" skierowane do statecznych dam (wyjątkowo w tym gronie!) nie rozpoznaniu ich wieku przy świetle oganiczonym do płynącego z gwiazd Wielkiego Wozu, tak już głośne komentarze: "no tak, pobiegaj sobie, pobiegaj, my posiedzimy" albo jęki: "jakie ciekaaaawe" w środowisku młodych, ciekawych, z wyboru kupuijących bilety na ten performance mnie zastanawiają.

Strasznie zrzędzę, co? :) Na obronę przed autowizerunkiem ciotki Klotki dodam, że nie czuję się osobiście oburzona ani trochę, może gdybym doceniała przedstawienie miałabym inne zdanie na temat "piknikowej" atmosfery. Rozumiem, że performance mógł wielu nudzić. Ba, z nieskrywaną podejrzliwością patrzę na człowieka, który się podnieca sztuką współczesną. Ale te głośne prześmiewanki zawsze mnie dziwią. Zapytałam znajomego, czy to jest normalne, czy to zjawisko warszawskie. Odpowiedział bez wahania, że :"tak jest wszędzie". W Mińsku też tak jest?

Brak komentarzy: