środa, lipca 23, 2008

notka hipochondryka

a dziś znalazłam w przedramieniu mym ciało obce.
zrobiłam jatkę i z ciała obcego 2 milimetrowego pozostal kikucik.
tak nie wolno ponoć
ale rozdziobałam miejsce dziabnięcia mnie przez ciało obce i nie widziałam główki
miejmy nadzieję, że ciało nie żygnęło swoim kikutem
w końcu nie smarowałam go smakowitą, która może o tak wielkie bóle głowy przyprawiać
teraz pozostaje od 3 do 30 dni czkeac na rumień wędujący

niedziela, czerwca 15, 2008

wyrzutkomotywa częstochowska :)

Wiele potrafię przewin wymienić
Niegodziwości mi uczynionych
Mogę napisać, mogę wyśledzić
Listę sporządzić czynów wzbronionych

Kto spał w łóżeczku
Kto pił z kubeczka
Kto kopnął kto szturchnął
Kto głowę odwrócił
Kto wyśmiał
Kto ryknął
Kto ziewnął
Kto krzyknął
A w końcu
Kto kota ogonem odwrócił

Ten pobił obraził
Ten zdrowo ofuknął
Ten temat ominął
Lub skarcił milczeniem
Ten czegoś nie zrobił
Ten w czoło się stuknął
Słowo na wiatr rzucił
Co jeszcze już nie wiem!

Lecz po co i po co tak komuś to to

... reszta zostala poddana autocenzurze.
wybaczcie, ale mój polonista może tu zaglądać :)

(Jessi's review "it's so ugly that it's so nice!":)

poniedziałek, czerwca 02, 2008

piknikowa atmosfera/do Oli

...pewnie już zauważyłaś, że Polskę ogarnął szał przygotowań do Mistrzostw UEFA w piłce nożnej? Właściwie jest to szał nie przygotowań właściwych ale wielkich chęci i zapału, który objawia się zapewnieniami wszystkich urzędników od Prezydent Miasta do skryby spółdzielni mieszkaniowej w Pyrach Małych, że "co prawda budowa jeszcze nie ruszyła, ale na 2012 wszystko będzie gotowe". Najważniejszą inwestycją jest Stadion. Żeby zbudować nowy, według wymaganych standardów, trzeba zburzyć stary. To z kolei oburza mrowie drobnych handlarzy, wielokulturową grupę zdeterminowanych ludzi. Ale i z tym sobie poradzono, większość Polaków, Rosjan i Ukriańców już pozamykała swoje kramy a największe targowisko na kontynencie teraz zieje pustkami. Ostatnią parę butów made in China, bluzeczkę z trykocikiem czy zegarek firmy PonoSony możesz kupić u ostałych, choć już też nielicznych Wietnamczyków.

Od lat nie używany we właściwym celu stadion od kilku tygodni stał się miejscem idealnym dla artystów. Postanowiono stadion pożegnać. Młoda kuratorka sztuki wraz z fundacją promującą warszawskie "dzianie się" urządziły serię "performance"(nie lubię tego słowa, ale żadne inne tego nie oddaje). W ostatnią sobotę wieczór odbyła sie piąta edycja tego nietypowego upamiętniania obiektu sportowego. Zaproszona widownia przeszła ciemnym tunelem na murawę; tu muszę nadmienić, że dziennikarka Gazety Stołecznej napisała, że świeżoskoszoną; najwyraźniej za pomocą tego słowa chciała przedstawieniu dodać aromatu, jednak cały pic polegał na tym, że usiedliśmy na czymś, w czym trudno było rozpoznać niegdysiejsze boisko. Otaczały nas ruiny. Po zdemolowanych upływem czasu rzędach siedzeń zaczęli tańczyć artyści. Przesuwali się miarowo w rytm muzyki po zniszczonych ławkach dla widowni. Nastrój pogłębiała gra światłem, któe wyciągało nieznaczne kawałki stadionu na pokaz publiczności, pozostawiając całą resztę w ciemnościach. Kosmiczny efekt wywołały dwie maszyny budowlane, które zaczęły na naszych oczach pracować. Na ekranie pojawił się obraz uruchomionego wiertła głębinowego.

Recenzje w gazetach są mniej więcej takie same. Jedną rzecz jednak wspólnie przemilczano. Atmosferą piknikową nazwano coś, co ja bym nazwała wykwitem prostactwa. Słowo może mocne, bo nie chodzi mi o jakąkolwiek niegodziwość, raczej o sposób bycia. Jak jeszcze mogę przypisać opryskliwe okrzyki: "siadać tam!" skierowane do statecznych dam (wyjątkowo w tym gronie!) nie rozpoznaniu ich wieku przy świetle oganiczonym do płynącego z gwiazd Wielkiego Wozu, tak już głośne komentarze: "no tak, pobiegaj sobie, pobiegaj, my posiedzimy" albo jęki: "jakie ciekaaaawe" w środowisku młodych, ciekawych, z wyboru kupuijących bilety na ten performance mnie zastanawiają.

Strasznie zrzędzę, co? :) Na obronę przed autowizerunkiem ciotki Klotki dodam, że nie czuję się osobiście oburzona ani trochę, może gdybym doceniała przedstawienie miałabym inne zdanie na temat "piknikowej" atmosfery. Rozumiem, że performance mógł wielu nudzić. Ba, z nieskrywaną podejrzliwością patrzę na człowieka, który się podnieca sztuką współczesną. Ale te głośne prześmiewanki zawsze mnie dziwią. Zapytałam znajomego, czy to jest normalne, czy to zjawisko warszawskie. Odpowiedział bez wahania, że :"tak jest wszędzie". W Mińsku też tak jest?

środa, kwietnia 30, 2008

szybka relacja z poczty

Dziś przejechalam pół miasta z nieznaną mi dziewczyną, przed 30tką na moje oko, ale drobna i taka... dziewczęca w stylu, super babka! i gadalysmy po wegiersku!!! w zyciu sie tak nie bawilam z kims neiznajomym!!!
spotkalysmy sie wieczorem w drzwiach zamykanej wlasnie poczty glownej, gdzie ja chcialam kupic znaczek, zeby wyslac PITa, a ona zrealizowac czek - obie za 5 dwunasta.
od jednej pani pracowniczki urzedu, ktora wlasnie wychodzila z pracy, dowiedzialysmy sie, ze poczta calodobowa jest na Pillango utca w Tesco. Dziewczyna nie wiedziala, gdzie to dokladnie jest, wiec pojechalysmy razem, bylam za przewodnika, ha! :) Po drodze rozmawialysmy po wegiersku i ani razu nie uslyszalam tych typowych: "gdzie sie uczysz? skad jestes? och, jak swietnie mowisz po wegiersku!" i moje ulubione: "jak CI się podoba Budapeszt?", nic z tych rzeczy. Wsiadłyśmy do metra, wymieniając znaczące spojrzenia co do młodych osobników zasiadających wokół nas,osobliwych... W miedzyczasie jedna pani staruszka, wskutek nagłego zahamowania przez pana metrokierowcę, przysiadla na dłuższy moment na moich kolanach, po czym zadzwięczała pięknym królewskim akcentem: "I am really sorry, my dear".
poszłyśmy do tgeo Tesco, rechocząc po drodze,
wchodzimy, a tu: przed aneksem pocztowym, do którego wstępując, pamiętaj, drogi kliencie, wyłącz telefon komórkowy, stoi tłum ludzi w czymś, co może miało postać kolejki przed godziną, ale kształtu pierwotnego nie zachowało. Wszyscy cisną się do lady, a za ladą cztery panie w białych kitelkach, przy czym jedna zdenerwowana bardziej niż trzy pozostałe, wydziera się w stronę tłumu. Stajemy w tłumie osób, moim oczom ukazuje się piąta pani w kitelku, tym razem po naszej stronie lady, która najwyraźniej pełni rolę ochroniarza. Przy jej 160 cm wzrostu i posturze oczekujących w napięciu rosłych brodatych Madziarów, sytuacja wygląda śmiesznie. Bez płynnej znajomości węgierskiego łatwo można się domyślić, że nieoczekiwanie zamknięto pocztę całodobową o godzinie 9. Jest 9.40. Trzy panie w białych kitelkach powtarzają, że poczta jest zamknięta i pracowała do dziewiątej, tymczasem dwie pozostałe ciągle obsługują kilentów, z tymże po cichu, powolnie i jakby na boku. Dziś mija termin składania podania o jakiś rodzaj dofinansowania od rządu, dosyć powszechny. Jednak większość ludzi nie szturmuje aneksu pocztowego, nie przepycha się przez tłum; po prostu stoją i gapią się, czekając: co to będzie. Tylko jedna rosła Romka zaczyna głośno mówić, co o organizacji poczty myśli. Żałuję, że nie rozumiem dokładnie.
W końcu interes naprawdę się zamknął, na ladzie stanęła tabliczka z napisem: ZARVA. Pani nie dała się ubłagać o sprzedanie znaczka.

Gdybym składała ten PIT w Warszawie i zamknięto by ludziom urząd przed nosem, po białych kitelkach zostałyby strzępy. Znaczka więc nie dostałam, PITa nie wysłałam, za to mogłam sobie uciąć miłą pogawędkę z kilkoma osobami spokojnie czekającymi na dalszy rozwój sytuacji. - Tak to jest u nas. Sorry.

wtorek, kwietnia 29, 2008

do mnie mów

kochamy mowienie, bawimy sie nim, wypowiadamy sylaby z glosnym mlaskiem, oblizujac sie na mysl o wrazeniu, jakie nasze slowa moga wywolac
mowimy, zeby mowic
zeby nas slyszano
język jest pelen retoryki
moj jezyk takze

sa jednak momenty, kiedy jezyk nam dretwieje w naglym zaskoczeniu,
ze retoryka okazuje sie nie tak pusta

sobota, kwietnia 19, 2008

Poor homeless

Blaha, 19.30. The guy was sitting on the huge cartoon, with his back laid on the marmur wall. He looked quite happy - he's drawing something, turning page in the left hand. His right hand was moving dynamicly: black thick lines were following the precise movements of the pencil.

-Bocsanot, bocsanot - the guy did not pick up his head, completely devoted to his blossoming flower.
- Bocsanot. Mit csinaaaals? - to such a stupid question there had to be a reaction.
- Rajzolom - said sharply, this time looking to the direction, from which he heard the voice.
Yellow. Georgously ugly yellow pullover. And nothing more interesting.
- A...- the girl nodded with understanding.
- God, the next student of human rights - cursed in his thoughts and came back to his drawing. The flower was finished in a second and joined the luna with half-closed eyes, the Alladin's lamp and Jing-Jang symbol that already drawn on the cartoon, were chilling left in the corner.

Satisfied with his work, the Blaha guy felt the wave of good mood.
He looked at the yellow creature, the creature smiled. He smiled back. Yellow was already kneeling in front of him, with her knees on his cartoon - his floor and bed. - Poor child - the guy's heart shaked with mercy - she has to be very homeless...

Everybody has these little picks of conscience, when he realises he have the power to move the mountains. The guy decided to do something good for this poor creature and devoted himself into stupid interview: - Miota rajzols?.... - Mert Jing-Jang?... -Valaki vasaralt? ... - Ki? - MIkor? -Hany? - Mert? Hogyon? The Yelow was smiling to him constantly, showing him the yellow teeth. The creature wasm smiling wider and wider and her teeth were bigger and bigger.

The worse the Yellow spoke Hungarian, the more proud was the Blaha guy of his goodness. The more proud he was, the more blind he was for Yellow smile. He even did not recognise the moment when Yellow open her yellow mouth and ate him with his luna with half-cosed eyes, the Alladin's lapm, JIng-Jang symbol, the blossoming flower and whole cartoon.

Prosta historia

Rocznicę wybuchu Powstania w Getcie Warszawskim obchodzono nie tylko w kraju. Węgrzy mogli usłyszeć o wydarzeniach z 1943 roku z polskiej perspektywy.

Centrum Pamięci Holokaustu w Budapeszcie zaprosiło Jarosława Kurskiego, redaktora Gazety, aby uświetnił uroczystość rocznicowe wybuchu Powstania w Getcie. Samo spotkanie trudno jednak nazwać świetnym. Osoby, które zasiadły w ławkach odnowionej synagogi przy Centrum można było policzać na placach obu rąk.

Zaczęto od projekcji filmu wyprodukowanego przez największą tutajeszą telewizję (MTV). Israel Gutman, Marek Edelman, Marcel Reich-Ranicki, każdy z głębi swojego gabinetu opowiadał historię opresji Żydów w okupowanej Polsce. W filmie użyto słynnych fotografii z getta. Mały chłopiec z podniesionymi w geście poddania rękoma, kładka na Chłodnej, zbieranie z ulic półnagich wygłodzonych ciał. Tyfus, głód, śmierć.

- Niedawno zgłosiłem się do parafii po odpis aktu chrztu. Ochrzczony byłem cztery lata po urodzeniu. Kiedy ksiądz spojrzał w papiery, powiedział: przez cztery lata byłeś Żydem! - przytaczał Jarosław Kurski. - W sensie empatii dla żydowskiego
losu, to chciałbym uchodzić za Żyda do końca życia, a nie tylko do
czwartego roku, czyli do chwili chrztu.

Dziennikarz nakreślił warunki życia Żydów w okupowanej Polsce. Opowiadał zarówno o karze śmierci za pomoc uciekinierom z getta, jak i o obojętności społeczeństwa polskiego na tragedię. Wypowiedź była wyważona, można powiedzieć podręcznikowa, a w niej: Jurgen Stroop i Jan Karski, szmalcownicy i Sprawiedliwi wsród Narodów Świata, Zofia Kossak-Szczucka i odmowa przyjęcia ocalałych z Powstania bojowników w szeregi AK, sierociniec doktora Korczak i karuzela po drugiej stronie muru. Byli zwykli ludzie walczący o byt, ten codzienny oraz bohaterowie. Były obojętne masy i ekstrema – zarówno chlubne jak i haniebne. Żydzi Polscy w pigułce. Prosta historia, trochę miodu trochę dziegciu.

Tak wygląda nasza historia, jak ją chcemy pamiętać. Wyważona, wypośrodkowana, odmierzona złotą linijką. Przynajmniej tak ona została zaserwowana kilku mieszkańcom Budapesztu, nieświadomym procesów tej historii odmierzania i ważenia.

piątek, kwietnia 18, 2008

Most nad Wadi

- Jak już skończymy szkołę, może będziemy musieli zabić naszych kolegów – mówi uczeń izraelsko-palestyńskiej szkoły na Zachodnim Brzegu.



Film Baraka i Tomera Heymann, nagrodzony przez publiczność Festiwalu praw człowieka Verzio w Budapeszcie oraz Festiwalu Watch dogs w Warszawie to niesamowity dokument o próbie przerzucenia mostu ponad podzieloną doliną Wadi.

- Kiedy usłyszałam od mojej pięcioletniej córeczki, że ’nienawidzi Żydów’, zaczęłam się zastanawiać czy rzeczywiście muszę wychowywać ją tak, jak mnie wychowywano – opowiada młoda Arabka – Zapytałam siebie samą, czy nie ma innej drogi.
Była.

Grupa Izraelskich i Arabskich rodziców po wielu kontrowersjach podjęła wspólną decyzję, aby posłać dzieci do jednej szkoły. Podczas otwarcia pierwszej dwujęzycznej placówki oświatowej na ziemiach objętych beznadziejnym konfliktem, atmosfera jest więcej niż entuzjastyczna. W niebo wypuszczono dziesiątki kolorowych baloników. Rodzice setki uczniów, którzy zdecydowali się na eksperyment, patrzą w niebo z wielką nadzieją. Ale ich obawy nie są mniejsze...

Bracia Heymann weszli z kamerą do klas i domów, pokazali dzieciaki pomagające sobie wzajemnie w nauce języka, papużki nierozłączki w wesołym miasteczku, kolegów grających razem w domu na komputerze. Dzieci szybko się polubiły. Nie miały również oporów, żeby brać udział w obchodzeniu świąt innej religii. Inaczej na to patrzyli rodzice. – Nie jestem religijna, ale mam wrażenie, że Arabscy rodzice oniemiali, że pozwalamy nazym dzieciom bić pokłony przed Allachem – mówi Żydówka po spektaklu szkolnym z okazji rozpoczęcia Ramadanu.

- Coś jest nie w porządku. To miała być szkoła dwujęzyczna, nie dwunarodowa – zaczęli się burzyć pomysłodawcy szkoły. Pełni obaw, aby nie mieszać swoim dzieciom w głowach, stanęli przed problemem: na ile można być otwartym na inną tradycję, nie tracąc przy tym poczucia związku z własną.

Czy można nauczać w duchu tolerancji i poszanowania drugiej strony a jednocześnie nie występować przeciw własnym poglądom i nie skrywac prawdziwych uczuć?
Końcówka filmu dodaje otuchy: na kolejny rok szkolny ponad dwa razy więcej rodziców zapisało swoje dzieci do’Mostu nad Wadi’. Przed jakimi wyborami jednak staną dzieci, kiedy mury szkoły opuszczą?