czwartek, lutego 14, 2008

przyjaźń polsko-węgierska / do Kati

szervusz!

przyjaźń polsko - węgierska...

jest na ustach Polonii tutejszej, z tego co obserwuję spotkania w domu polskim / polskim kościele i artykuły w magazynie "Polonia Węgierska", ale w Polsce ( w Warszawie) powszechnie niewiele się o tym mówi. Oczywiście, wszyscy znają przysłowie "Polak Węgier dwa bratanki i do szabli i do szklanki" i generalnie panuje przekonanie, że nasze kraje nigdy ze sobą nie walczyły (co nie jest prawdą).

Jak pewnie już zdążyłaś się zorientować dla Polaków historia jest bardzo ważna - jest ona obecna ciągle i bez ustanku w życiu publicznym. Znam osobiście mnóstwo ludzi, którzy zarabiają pieniądze w swoim fachu, ale przyznają, że gdyby mieli taką możliwość, poszliby na studia na historię... lub też takich, którzy mają półki pełne książek historycznych. Oczywiście, głównie ludzie ci pasjonują się dziejami wieku dwudziestego, przede wszystkim II Wojną Światową, która jest bazą dla konstruowanej polskiej zbiorowej pamięci historycznej. (trudne, wiem :)

Moim zdaniem nasze poczucie związku z Węgrami ogranicza sie wyłącznie do historii. Mam wrażenie, że moi znajomi o dzisiejszych Węgrzech nie wiedzą nic i, co ważniejsze, nie mają poczucia wstydu - tak jak wstyd dzis w Polsce nie wiedzieć kto jest prezydentem Francji i jaka partia rządzi w Hiszpanii, tak Węgry nie są uważane za cos istotnego. Nigdy nie spotkałam Węgra w Warszawie, lektorat węgierskiego jest tam traktowany równie egzotycznie co języka holenderskiego czy norweskiego. Inaczej podobno jest w Krakowie, gdzie język węgierski jest bardziej rozpoznawalny, a Węgrzy chętniej przyjeżdżają, bo im się Kraków bardziej niż Warszawa podoba(nie dziwne)

Jednak, wracając do historii, każde polskie dziecko wynosi wynosi ze szkoły wrażenie, że Węgry w średniowieczu były swego rodzaju odległym bratankiem :) ; że nasze losy historyczne, jeśli nawet nie były podobne, to przebiegały równolegle. Nasze państwa razem "wystartowały" (Stefanowi przecież korona się dostała, bo Bolesławowi jej odmówiono), razem walczyły, mieliśmy od Was Jadwigę, wy Władysława, my znowu Batorego. W XIX wieku też walczyliście o niepodległość, romantyczne powstanie, Petofi... to działa na polską wyobraźnię, opanowaną Mickiewiczem i serią powstań wyzwoleńczych. W dodatku propaganda II RP (Polski międzywojennej) wysławiała Węgry jako sojusznika i bratni naród, podpierając się przy tym chętnie powyżej wymienionymi elementami wyobrażonej "wspólnych losów". I akurat w międzywojniu oba państwa mogły mieć poczucie pewnej wspólnoty, skoro oba należały do klubu konserwatywnych-autorytarnych.

Przeciętny Polak, który nie studiuje historii tak jak ja, ma przynajmniej ogólny obraz historyczny pozytywny. Co ciekawe, jeśli mowa o II wojnie, o której pamięć, jak już zaznaczyłam jest niezwykle istotna dla polskiej kultury, Węgrzy zawsze są pokazywani w dobrym świetle: choć po stronie nazistów, można odnieść wrażenie, kompletnie idei wojny nieoddani; przyjmujący rząd polski, chroniący polskich żołnierzy etc. etc.

Podsumowując, obraz Węgra jest raczej in plus, choć nie poparty głębszym przemyśleniem. Bierze się raczej z sentymentów historycznych niż z teraźniejszej współpracy między naszymi państwami. Musisz jednak wziąć pod uwagę to, że jestem studentką, i to studentką historii, więc moje pzemyślenia i spostrzeżenia nie są całkowicie... jakby to powiedzieć... przeciętne :))

Co na pewno jest powszechnym skojarzeniem z Węgrami to "ten koszmarny język", papryka i niekiedy wino.

napisz kiedy będziesz miała czas dla mnie :)
buziaki,
Hanka

4 komentarze:

Hihnt pisze...

Oczywiście, głównie ludzie ci pasjonują się dziejami wieku dwudziestego, przede wszystkim II Wojną Światową, która jest bazą dla konstruowanej polskiej zbiorowej pamięci historycznej.

Nie uzylbym takiego sformulowania, jest to raczej kwestia "zywotnosci" tematu - w miare bliska historia, ktora ma duzo "bialych plam", a ktora nie jest tak politycznie odbierana.

Mam wrażenie, że moi znajomi o dzisiejszych Węgrzech nie wiedzą nic i, co ważniejsze, nie mają poczucia wstydu - tak jak wstyd dzis w Polsce nie wiedzieć kto jest prezydentem Francji i jaka partia rządzi w Hiszpanii, tak Węgry nie są uważane za cos istotnego.

To zalezy od grup towarzyskich, znam wiele osob, ktore maja podstawowe informacje o scenie politycznej Wegier (i to nie zawsze dzieki protestom przeciw Gyurcsany'emu). Przypuszczam, ze gdyby zrobic ankiete, wyszloby, ze w calosci populacji wiedza o Francji i Wegrzech jest porownywalna, co nie znaczy, ze duza, czy wystarczajaca.

I akurat w międzywojniu oba państwa mogły mieć poczucie pewnej wspólnoty, skoro oba należały do klubu konserwatywnych-autorytarnych.

Nie jestem pewien, czy termin "konserwatywno-autorytarny" mozna odniesc do sanacyjnej II RP. Autorytarny tak, ale nie konserwatywny.

Co ciekawe, jeśli mowa o II wojnie, o której pamięć, jak już zaznaczyłam jest niezwykle istotna dla polskiej kultury, Węgrzy zawsze są pokazywani w dobrym świetle: choć po stronie nazistów

Jakby to powiedziec, w powszechnej swiadomosci Wegrzy nie wystepuja jako sojusznik Niemiec w czasie II Wojny.

Nigdy nie spotkałam Węgra w Warszawie, lektorat węgierskiego jest tam traktowany równie egzotycznie co języka holenderskiego czy norweskiego.

Ja w Warszawie w ogole malo obcokrajowcow widze, wiec nie wiem czy to dobry argument, ze nie spotkalas Wegra.

Inaczej podobno jest w Krakowie, gdzie język węgierski jest bardziej rozpoznawalny, a Węgrzy chętniej przyjeżdżają, bo im się Kraków bardziej niż Warszawa podoba(nie dziwne)

Moze pamietaja pamietniki jednego wegierskiego poety z XVII wieku, ktory napisal, ze Krakow to miejsce gorsze niz Sodoma i Gomora razem wziete i ze takiej rozpusty jak tam, to nigdzie nie ma! ;) Na powaznie zas - Karkow blizej, lot tanszy...

A teraz zamiast krytyki moja opinia, haslo przyjazni polsko - wegierskiej jest chwytliwe i w duzej mierze utrzymuje sie dzieki duzej odleglosci i slabej znajomosci Wegier przez Polakow. Sasiadow sie nie lubi, sasiad oszuka na zakupach, czy wyjezdzie, a z Wegrami, jako panstwem slabo odwiedzanym nie mozna miec zlych wspomnien, czy tez odczuc. Jest to dosyc brutalne, ale ignorancja pomaga w utrzymaniu tego typu "mitow".
W szkole Wegry pojawiaja sie na lekcjach jezyka polskiego, przy omawianiu Lalki Prusa (Rzecki!), albo na lekcjach historii przy okazji: "przechwycenia" korony slanej Boleslawowi Chrobremu przez sw. Stefana; ucieczki Boleslawa Smialego po zatargu ze sw Stanislawem; przy okazji 1241; nastepnie przy okazji zjazdu krakowskiego 1364 roku; koronacji Ludwika Wegierskiego, a potem Jadwigi; nastepnie przy Wladyslawie Warnenczyku, a jezeli nauczyciel jest dobry, to takze przy omawianiu polityki Kazimierza Jagielonczyka (Wladyslaw II Jagielonczyk na tronie Wegier); potem porozumienie z Habsburgami odnosnie dziedzictwa po Jagiellonach i najazd Osmanski; potem Stefan Batory; potem najazdy Rakoczego; potem w kontekscie pokoju w Karlowicach 1699; potem przy okazji Marii Teresy; potem 1848; potem 1863; az wreszcie w 1918 ale "po macoszemu"; no i jezeli czas pozwoli odnosnie 1956.
Widac, wiec ze wcale nie ma na lekcjach przesadnie pozytywnego wizerunku Wegier (napewno daloby sie bardziej podkrecic, to wrazenie przyjazni), dlaczego w takim wypadku utrzymuje sie ten mit? Bo ma chwytliwe haslo (Polak, Wegier dwa bratanki...) i chyba tez dlatego, ze bardzo czesto wspominana jest wspolnota dziejow, o ktorej mowiono tez przy okazji polskich obchodow 1956 roku, a takze chyba dlatego, ze chcemy miec przyjaciol a inne narody nie bardzo sie ku temu nadaja ze wzgledu na o wiele mniej "mila" historie.
Na zakonczenie zas inne staropolskie przyslowie: "Nihil est vinum, nisi Hungaricum"

Lilly Berry pisze...

Węgry. Pojęcie o nich mam dość blade. Znacznie więcej mówi się w naszym kraju o sąsiadach, albo o większych krajach Europy Zachodniej. I tak jak podejrzewasz, nie mam jako statystyczny Polak pojęcia, kto jest tam premierem, i jaka partia rządzi. Nie wiem, może to dlatego że Węgry są na literę "W", a ta znajduje się prawie na końcu alfabetu..
Dziwne? A co wiesz o Zimbabwe?
A tak serio, to nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś jak najwięcej pisała na blogu o Węgrzech!!
Pozdrowienia i uściski

Anonimowy pisze...

A salami? Mnie się kojarzy salami!

Piotr Krakauer pisze...

Patrząc na rozmaite inicjatywy (pomniki, zjazdy, festiwale...), mnie się raz wydaje, że to Węgrzy więcej do nas czują mięty, a to znowuż Polacy do Węgrów.. W regionie faktycznie nie mamy dużo naturalnych przyjaciół, ale czy mają ich Niemcy? Trudno im się z kim równać, może z Rosją.. Francuzi - Francję za pewne rzeczy kocha cały świat. Anglicy? Itd., itp. Z drugiej strony Węgrzy nie mają żadnych pobratymców w okolicy, a jakoś tak się złożyło, że mimo niezrozumiałych wzajemnie języków dobrze nam się porozumiewa. Nie można zapominać, że: do XVIII wieku polska i węgierska szlachta mówiły świetnie po łacinie (język łaciński był b. istotnym elementem kultury obu krajów), więc istniało jakieś rzeczywiste medium dialogu; po wtóre, podobno powiedzenie "Polak Węgier..." pojawiło się dopiero w XIX wieku, a jak to było wcześniej? No i po trzecie: "Polak Węgier..." to tak naprawdę "Polak Słowak...", bo kto był za najbliższą miedzą?

A jak to wygląda w praktyce? Miałem okazję poznać młodych Węgrów pracujących w Krakowie (btw, odbiór Węgrów w Krakowie jest faktycznie inny niż w Warszawie, w końcu byłe Austro-Węgry itd.). Po pierwsze, oni odbierają Polskę jako kraj niżej osadzony cywilizacyjnie, chociaż moim zdaniem obecnie poziom życia jest już w Polsce wyższy niż na Węgrzech. Po drugie, co przykre, jakoś nas mieszają z Ruskimi - i językowo, kulturowo i historycznie, chyba na lekcjach historii mają mniej jeszcze o Polsce niż my. Szczerze powiedziawszy, niespecjalnie ich ta przyjaźń interesuje.. A na pewno nie na poważnie.

Pozytywne jest to, że gdy poznałem ludzi podchodzących do tego fenomenu z niejaką świadomością, okazywali się ludźmi ogromnego serca - jak to tylko Węgrzy potrafią.