piątek, listopada 09, 2007

Warszawa taka jaka jest, taka jest...

Daleka droga do Warszawy

Instytut Polski oddalony jest od mojej uczelni o 10 odcinków czasowych i okolo 1200 odcinkow dlugosci. Przebylam te odcinki wczoraj wieczorem, rezygnując z możliwosci wyspiewania się w towarystwie altów i reszty towarzystwa. Przybieglam na ulice Negmezo, ktorej pieknego brzmienia nie oddadzą polskie znaki, żeby spotkać się z Vargą. Krzysztofem Vargą, którego, jak konferansjer powiedzial, Polakom nie trzeba przedstawiać...

Krzysiek Varga, pól Węgier pol Polak, a więc bratanek pelną gębą i szklanką, zadebiutowal w 1993r. zbiorem opowiadan "Aniol na skrzyzowaniu ulic". Rok wczesniej rozpoczal wspolprace z GW. Z obliczen moich wynika, ze mial wtedy lat 24. Wniosek: ja mam jeszcze dwa. Pisal recenzje książek, dzis jest szefem kultury Gazety. Napisal między innymi Bildungsroman, ktorym sie wlasnie zachlyszczam calą paszczą, a ostatnio powiesc 'Karolina', której fragmenty zostaly odczytane podczas spotkania wymalowanymi karminowo i pokrytymi blyszczykiem usty pani o wlosach koloru blond i nazwisku Kovacs. Spotkanie w Instytucie odbylo sie pod haslem "Niebo nad Warszawą". Tytul jest skradziony ze Stasiuka, Stasiuk jednak o tym wie.


Hasseliebe

Varga opowiadal na pytania o Warszawe.
- Moja relacja z tym miastem to hasseliebe. Nie znoszę go , jest brzydkie, nieuporządkowane, nie podoba mi się, ale zawsze kiedy wyjeżdżam po kilku dniach wraca tęsknota. Muszę wracać.

Sidney Polak ująl to najlepiej:

Kocham to miasto i nienawidzę go
chciałbym stąd uciec ale trzyma mnie tu coś
to prawda nie znam wszystkich jego twarzy
to prawda że nie umiem tego zważyć
są miejsca w których powracają wspomnienia
są miejsca których ciężko nie wymieniać
kamienie, które widziały tak wiele
powietrze, pachnące niedorzecznie.

Moje miasto, moje miasto.
Warszawa taka jaka jest, taka jest.

Stolica kraju, republiki banału
stolica kraju na Europy skraju
to fakty, nie mam przecież katarakty
to myśli, które teraz chcę uściślić
gdy stoję w korku widzę same zimne twarze
wszyscy są twardzi i nie chcą się obnażyć
gonitwa, bez początku i końca
osiem minut, leci światło ze słońca.

Moje miasto, moje miasto.
Warszawa taka jaka jest, taka jest.

W tym mieście żyję, w tym mieście gniję
czuję że wreszcie żyję gdy piję
czuję, piję, nic nie czuję
budzę się rano, nie wiem sam co zrobiłem
pluję wczorajszym dniem, jeszcze
wciągam warszawski tlen, jeżdżę czystym metrem
jak wszyscy w mieście, tu oddycham tym brudnym powietrzem
tu, czysty bezsens odpycha tu, czystym sercem oddychać chcesz
wiesz, tu szybkim seksem oddychasz gdzieś
czujesz - życie kosztuje, wiec codziennie to życie kupujesz
na życie pracujesz, gonisz za hajsem
nie wygrasz nic, jeśli boisz się walczyć – dziś.

Za mym oknem zimowy Saskerland
a w głośnikach waterhouse ja tu nie ściemniam
pamiętam zielone lata i zapach babiego lata
kiedy na ulicy nie handlował żaden dealer szatan
A buh, buh, buh jak strzał z bata
z nesesera bongo fire do twojego serca wpadał
i tak jak Emiliano Zapata wymiatał
a chmury nad Warszawą w białe serca składał
a teraz pytam ciebie oh ziom! What da matter?
a tutaj za dukata, a brat zabija brata
a crack attack amfetamina whoai to ma mafia
a kto na śmierci tu zarabia whoai ty wiesz.

Żyję w tym mieście i wreszcie nareszcie
mogę powiedzieć coś o tym mieście
to nie jest miasto w którym czujesz się bezpiecznie
to nie jest miasto w którym, żyć będziesz wiecznie
brudnym deszczem przesiąkasz cały, nawet we śnie
stopiony asfalt czujesz w nozdrzach boleśnie
tu nie ma ludzi którzy przyjdą ci z pomocą, nie ma
światło się zmienia a ty wjeżdżasz w dżunglę, eja

To miasto nas karmi, miasto zabija, światła latarni, nas to upija
miejskie safari, o tym nawijam, mury i ściany w nas jak rakija
w mych żyłach, to miasto to siła, światła gasną rano bo świta
rano to miasto się budzi do życia, ja buenos noches, oni buenos dios

W jak wolność której nie ma
A jak anarchia która trwa
R jak rozbój w biały dzien.
S jak najpiękniejszy sen
Z jak zobojętnienie
A jak awangarda
W jak wolność która jest
A anonim taki jak ty albo ja

Moje miasto, moje miasto.
Warszawa taka jaka jest, taka jest.

Tu radio Warszawa, świeża dostawa
tańczy każda ulica, buja się cały kraj
przesyłamy znak pokoju do wszystkich miast
przesyłamy znak pokoju do wszystkich miast
dziś jest ważne żeby skończyć głupich podziałów czas
bądźmy jedna pięścią a nie pokonają nas
tu mówi Warszawa, tu radio Warszawa
tu mówi Warszawa na cały kraj.


Moje miasto

- Warszawa jest miastem chaosu. Nic nie jest ustalone, wszystko się zmienia. Mogę zjesc zupe w milej knajpce, a po trzech miesacach zastac w tym samym miejscu pralnie albo sklep hydrauliczny. To rozwój chaotyczny, niepochamowany.
'Igen, igen' mrucze do siedzącej kolo mnie węgierki.
-Warszawa to miasto bez serca. W centrum nic się nie dzieje. Byl taki dowcip: Poznaniak przyjeżdża do Warszawy; na przystanku przy skrzyżowaniu torów tramwajowych pyta tutejszego o drogę do centrum. - Przecież tutaj jest centrum!
Zeby wyjsc gdzies wieczorem, nie wystarczy znalezc sie w geograficznym srodku miasta. Trzeba znac konkretne miejsca, one są gdzie pochowane, poukrywane.
Kiwam glową, a ze mną kiwa się krzeslo.

Varga opowiadal też o tym, jak mloda Warszawa (nie mam tu na mysli snobistycznej klasy prozniaczej zwanej Warszafką) szuka swojej identyfikacji w tym 'miescie naplywowców', gdzie, jak wiesc gminna niesie, 'najpiękniejsze dziewczyny są przyjezdne'. Jednym z najbardziej jednoczących dla mlodych ludzi elementów Warszawy jest, paradoksalnie, powstanie 44'. Paradoksalnie, bo wiekszosc dziadkow mlodych Warszawiaków podczas wojny mieszkala na Kresach, Pomorzu lub w mazowieckich wsiach. Przy okazji budowania Muzeum PW powstalo mnostwo mlodych inicjatyw. Komiksy, piosenki, mlode galerie uzywaja mitu powstania i adoptują go do dzisiejszej swiadomosci Warszawiaków.

Varga zyje w zgodzie ze swoim nazwiskiem, jesli je odczytac po polsku. Jego jezyk opisu jest niepowtarzalny. Choc opowiada o zwyklych rzeczach, wpada na pomysly doprawdy kosmiczne. Potrafi polaczyc niebo z ziemia w jednym prostym zdaniu. Gorąco polecam. Ja zaczynam czytanie od opowiesci o odnajdywaniu sie pomiedzy Warszawą a Budapesztem.


http://www.varga.pl/start.html - strona prywatna czyli odrobina reklamy wlasnej osoby :)
http://www.kumple.blog.pl - salon literacki

2 komentarze:

mamozrobtosamo pisze...

Przeczytałam S.Polaka na "dzień dobry", nad Warszawą ciemne chmury, w trójce rozmowa o grypie. Zagryzam vargę i ruszam na uczelnię.

Przesyłam znak pokoju do Budy, która w mej pamięci jawi się w kolorach bardziej nastrajających :)

Lilly Berry pisze...

Warszawa jaka jest - każdy widzi.
1987. Ruchome schody. Frajda dla sześciolatka. Zawsze gdy przyjeżdżałem tutaj pociągiem fascynował mnie dworzec centralny i te ruchome schody.
1991. Jadę zobaczyć rodzinę z Warszawy i ze wsi za Pułtuskiem, gdzie urodziła się moja Mama.
1996. Koncert Michaela Jacksona. Piętnastolatek sam na wielkim koncercie swojego idola:) Ekstra jest ta Warszawa. Taka dużo, tyle się tu dzieje!
1997. Legia Pogoń 4:1. Znowu w stolicy. Na Łazienkowskiej wyskakujemy z kolegą w górę gdy nasi zdobywają gola. Potem powrót z zatłoczonym autobusie. Gubimy się, ale spotkanie awaryjny ustalone przy informacji kolejowej na centralnym. Ach ten dworzec..
1999. Przyjeżdża Jan Paweł II. Jedziemy na służbę. Warszawscy instruktorzy mają nosy zadarte wyżej niż oczy. Ale ta Warszawa..ma swój urok.
2001. Imax. Kino trójwymiarowe. Podobało mi się. I Wilanów. Jest pociągający.
2003. Ambasada, a mbasada - tutaj bomby się podkłada. Ale my po wizę nie po bombę..
2004. 2500 kilometrów z Bostonu do Miami. A w głośnikach T-love i zielony żoliborz, pieprzony żoliborz.
2005. Przyjeżdża nocny pociąg z Żywca a w nim ja. Moje rzeczy czekają już na Dominikańskiej.
Poznaję świetne radio PiN, lubię się włóczyć po stolicy. To jakiś teatr offowy, to Laboratorium Dramatu i młoda sztuka. Jest Super.
2006. Zostaję w Warszawie. Lubię Ją. Czuję się tutaj u siebie.
2007. Gazeta Stołeczna. 3 miesiące, które na długo połączyło moje życie z tym miastem.

Maria Peszek: Miasto moje, w Tobie moje niepokoje.
Powtarzam za nią: Pieprzę Cię miasto, twoje krwawe dzieje, bledną gdy dnieje. Lecz pieprzę Cię czule, bo jesteś moim miastem..